Nie lubie niedziel.
Nie znosze wrecz. Weekend to piatek po pracy i sobota.
Niedziela to nerwowe wyczekiwanie na znienawidzony poniedzialek.
Rozlazla, rozmemlana, takasiakaiowaka.
W niedziele zdaza mi sie nad soba rozczulac.
Taka jestem biedna, gruba, brzydka, nieciekawa, nieszczesliwa.
I nic nie umiem, i nic nie dzieje sie w niedziele tak jakbym chciala.
Sniadaniowa kanapka, pomimo, ze szyneczka, sereczek, maselko, ogoreczek, pomidorek, zielona pietruszezka jak u babci i tak nie smakuje.
Kawa to jakas pomylka, do earl grey dolalam za duzo malinowego soku.
No przeciez mowie, ze niedziela jest do bani !
Jedyne co moze uratowac niedziele to dlugi spacer, najlepiej milczacy, i grzaniec z pradem.
A te dwa zdjecia, szczelone ajfonem z balkonu dziela niecale 24 godziny:
Nie dajcie sie zwariowac w niedziele !
Ja też nie lubię niedziel. Czasem przechodzą niezauważalnie, ale częściej są właśnie takie jak piszesz. Od rana myślę o jutrze, stresuję się i dołuję. Nie spędzam tego dnia z mężem lecz obok niego...nawet synek jakiś inny - spać nie chce i po ciemku bawi się autami, a ja już marzę o zakończeniu tego dnia...
AntwortenLöschenNiezły kontrast! Wszystko się zmienia to wiem, ale żeby aż tak szybko ;)