W sobote stwierdzilam, ze szarpne sie na robienie zupy. Nie bede az takim leniem i na jesienny weekend zrobie jesienna jarzynowa zupe. Na zakupach w ulubionym supermarkecie posrod roznych produktow przez nas ulubionych, znalazl sie korzen selera i pol kilo korzenia pieteruszki. W sklepie w weekendy pomagaja zawsze na kasach mlodzi ludzie, mysle, ze nawet nie maja po osiemnascie lat. Moje warzywa wprowadzily kasujaca dziewczyne w spore zaklopotanie. Przy selerze najpierw ogladala, potem przez sekunde udawala ze szuka i od razu zapytala: ''jak TO sie nazywa?'', przy pietruszce widac bylo, ze jest z leksza zmieszana, i szukala juz dluzej pietruszkowego kodu, zeby w koncu z lekkim rumiencem, niby od niechcenia zapytac:''eee, a TO jak sie wlasciwie nazywalo?''. Obsmailismy sie, a panienka na koniec stwierdzila, ze chyba musi zaczac uczyc sie gotowac.
Pamietam jak kiedys Jamie Oliver porownywal znajomosc warzyw u przedzkolakow w Anglii i we Wloszech. Pokazywal, dawal dotknac i posmakowac najrozniejsze warzywa, od tych calkiem ''normalnych'' jak ogorek czy pomidor, poprzez karczochy, baklazany czy cukinie. Wloska gownazeria wykrzykiwala z wielkim zadowoleniem choralnie, nazwy wszystkich warzyw, podczas gdy Angielskie dziecka nie znaly wlasciwie nic, oprocz pomidora. Nie pomagalao dotykanie, smakowanie ani wachanie.
Ja jem prawie wszystko. Znam nazwy, wiekszosc dostepnych na rynku warzyw, czy owocow nie ma przedmna zadnych tajemnic. Jemy sery, tak smierdzace i plesniowe tez, szynki, owoce morza, pasjami sushi, grzyby, ryby swieze, wedzone i najrozniesze,warzywa surowe, gotowane, przetworzone. Przyprawiam, lubie ostro i pikantnie, jezeli nie ma u mnie cebuli i czosnku mozna to uznac za stan wyjatkowy. Lubie probowac nowe smaki, celebruje restauracyjne nowinki.
Smutno, ze dzieciarnia jest wychowywana na hamburgerach, i choc nie mam dzieci, ale zgroza mnie ogarnia jak widze dwuletnie dziecko szamajace smieciowe hamburgery.
Moj najmlodszy brat je tylko to co jemu smakuje, a mama z racji, ze najmlodszy i rozpieszczony dalej dogadza. Nadwaga ujawia sie juz teraz.
Dzisiejsza dzieciarnia ni cieszy sie z pomaranczy, bananow, kiwi nie docenia smaku dobrej czekolady.
Wszytsko jest oczywiste, jak nie smakuje, to do kosza.
Jakos nie do konca umiem ubrac w slowa swoje umyslunki, pewnie dlatego, ze szef na mnie patrzy krzywym okiem :-)
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen