Mam znowu ten sam problem, obrzydliwie ciezki do opisania.
Gubie siebie,
Wiecie jak to jest ?
Jezeli nie, to moge tylko pozazdroscic.
Zdazlo mi sie to juz wczesniej, niestety w niezbyt sprzyjajacych okolicznosciach, dlatego troche sie boje.
Nie chce wracac do punktu wyjscia, a czuje, ze znowu sie do niego zblizam.
Patrze w lustro, i niewiele widze. Smutne oczy.
Ogolna niechec do wlasnego odbicia, do wlasnego ja, czasem z przeblyskami, ostatnio jednak bez.
Weekend przecieka mi przez palce, ciezko sie do czegokolwiek zabrac. Jakies wspolne gotowanie, zakupy, wylegiwanie sie. Prawie cala niedziele gapie sie bezczynnie w telewizor, nie do konca rejestrujac co ogladam. Nie sluzy mi to zdecydowanie, ale nie potrafie zdobyc sie na nic innego. Wyciagam nowa ksiazke, ale nie moge zabrac sie za czytanie. Nic nie sprawa radosci. Mam wrazenie, ze nikt mnie nie jest w stanie zrozumiec, pozatym nie lubie zameczac soba. Czarny golf gryzie, uwiera, nagle ma za krotkie rekawy i doprowadza do szalu.
Dzisiaj czuje sie jak Syzyf, tocze swoj cholerny kamien, zeby za chwile znowu zaczac od poczatku.
Znowu walcze o to, zeby z checia wstawac z lozka rano, zeby bez rezygnacji i obrzydzenia spogladac w lustro, walcze sama ze soba o pozytywne jutro.
Czasem sa takie chwile, ze zadna pozytywna mysl nie daje ulgi, kiedy nie pomagaja zakupy, nowy kubek, czy flaszka ulubionego bialego wina.
Staram sie, dla siebie samej chcialabym poprawy. Spokoju i zadowolenia.
Na nasz dlugi weekend w polowie lutego zabukowalismy wypad do Berlina.
Mam nadzieje, ze nawet obrzydliwe urodziny pozwola sie jakos przezyc, chociaz juz teraz wiem, ze bedzie ciezko, i juz teraz chce mi sie wyc jak o tym mysle.
Bedzie lepiej, musi byc.
Zrodlo: weheartit.com